► Z dniem 17.06.2013, po prawie rocznej przerwie, WSR Amarant powraca!

► Niedługo nadchodzi termin wyźrebienia się Damy.
► Fuore ma 3"*"! :)

niedziela, 10 czerwca 2012

Trening Fuore - XIII

          Dzisiaj miałam odbyć w WSR Amarant trening ze zdolnym skoczkiem Fuore Veyronem. Podeszłam do mojego zadania z entuzjazmem. Pogoda sprzyjała mi wyjątkowo. Było ciepło, ale nie upalnie, słońce świeciło przez lekką zasłonę białych obłoczków, a lekki wietrzyk rozwiewał moje włosy. Panowały więc idealne warunki do treningu na zewnątrz. Miałam w planach poskakać przez przeszkody o wysokości do 110cm, nie naciskając właściwie na ćwiczenie żadnego szczególnego elementu.
          Ze stadniną Hammy dzieliła mnie niewielka odległość, toteż pokonałam ją na rowerze. Gdy dotarłam do celu, postawiłam go podwórzu i od razu ruszyłam na padok, by rozstawić przeszkody. Tam spotkałam Hammy, która akurat sprowadzała na pastwisko Damę z Łasiczką. Następnie poszłam do siodlarni, zabrałam stamtąd cały potrzebny mi sprzęt i zaniosłam to wszystko do stajni. Słysząc kroki na korytarzu, Fuore Veyron wystawił głowę zza drzwi boksu. Pogłaskałam go i dałam mu kawałek marchewki, który miałam akurat w kieszeni, wyprowadziłam go z boksu, uwiązałam i zabrałam się do czyszczenia. Nie trwało to długo, wystarczyło wyszczotkować sierść, rozczesać grzywę i ogon, a także wyczyścić kopyta. Później założyłam na niego ogłowie, siodło, czaprak i ochraniacze. Fuore był gotowy do treningu.
         Zaprowadziłam Jaggy'ego na padok i wsiadłam na niego. Na początek kilka razy stępem na luźnej wodzy okrążyliśmy parkur. Ogier szedł energicznie i żwawo, ale nie rwał się nadmiernie do przodu i był skupiony. Później zaczęliśmy spacerować gdzieś między przeszkodami, co trochę zdezorientowało Fuore, bo przecież przez nie powinno się skakać, a nie włóczyć się pomiędzy... Jednak dzięki temu mógł się zapoznać z przeszkodami. Później zaczęłam zbierać wodze i spróbowałam zebrać Fuore. Po niedługim czasie zaczął opuszczać głowę i angażować do pracy zad. Powyginałam go trochę woltami, półwoltami i slalomami, co wychodziło nam całkiem ładnie. Następnie przeszłam do kłusa. Zadowolony z przyspieszenia tempa Fuore zarzucił radośnie głową. Okrążyliśmy parkur i znowu trochę pokręciliśmy się między przeszkodami, wykonując wolty i półwolty. Z boku placu zrobiliśmy jeszcze ósemkę, a następnie skierowałam Fuore na szereg drągów, które pokonaliśmy kłusem. Ładnie, wysoko podnosił nogi, by nawet nie musnąć kopytem żadnego z drążków. Przejechaliśmy przez nie jeszcze raz - znowu czysto. Później wzmocniłam działanie łydek, co skłoniło konia do zagalopowania. W tym chodzie zrobiliśmy dwa okrążenia wokół parkuru. Ogier galopował wygodnie i obszernie, a przy drugim okrążeniu strzelił sobie z zadu, kierowała nim jednak rozpierająca go energia, nie złośliwość. Zrobiłam jeszcze dużą półwoltę i przeszłam do kłusa. Uznałam, że Fuore jest już dostatecznie rozgrzany, możemy więc przejść do właściwego treningu.
          Na początek coś prostego - półmetrowa koperta, którą zamierzałam pokonać kłusem. Skierowałam na nią Fuore, który jednak był tak podekscytowany, że przed przeszkodą przyspieszył. W wyniku tego wybił się zbyt wcześnie i zrzucił poprzeczkę. Poprosiłam pomocnika o poprawienie jej i najechałam na nią powtórnie. Tym razem przypilnowałam Fuore, by nie przyspieszył wybił się we właściwym miejscu. Ogier poprawnie zareagował na mój sygnał i tym razem chętnie i bez zrzutki pokonał przeszkodę. Poklepałam go po szyi, zjechałam bardziej na bok padoku i zagalopowałam. Mogliśmy teraz zacząć pokonywanie przygotowanego przeze mnie wcześniej parkuru, który prezentował się następująco:

1. koperta 80 cm
2. stacjonata 90 cm
3. okser 90 cm (szerokość 50 cm)
4. stacjonata 100 cm
5. doublebarre 80 cm/90 cm
6. okser 100 cm (szerokość 40 cm)
7. stacjonata 100 cm
8. stacjonata 110 cm
9. doublebarre 90 cm/100 cm


          Na pierwszy ogień poszła więc nieduża koperta, jednak trochę wyższa od tej, którą wcześniej pokonywaliśmy z kłusa. Byłam pewna, że Fuore bez trudu poradzi sobie z tą nietrudną przeszkodą i naprowadziłam go na nią. Widząc ją przed sobą, prychnął i nieco przyspieszył, ale nie pozwoliłam, by rozpędził się za bardzo. Gdy byliśmy już blisko koperty, oddałam wodze i docisnęłam łydki, a Fuore wybił się mocno i pewnie. Pokonał przeszkodę czysto i ze sporym zapasem, a następnie miękko wylądował po drugiej stronie. Oby tak dalej!
Teraz mieliśmy przed sobą nieco wyższą od koperty stacjonatę. Gdy tylko znalazła się w polu widzenia podekscytowanego Fuore, znowu chciał zacząć pędzić, ale szybko skorygowałam tempo. Przed skokiem wydłużył krok i dosłownie wyrwał się do przodu, co poskutkowało zbyt wczesnym, nieco krzywym, jakby niepewnym wybiciem. Prawdopodobnie powinniśmy rozbić najazd na krótsze fule. Co prawda ogier jakoś się wybronił, ponieważ podciągnął mocno przednie nogi i dzięki temu uniknął niechybnej zrzutki. Jednak skok wyglądał, jakby koń rzucił się za przeszkodę, a nasze lądowanie po drugiej stronie przypominało worek kartofli z impetem spadający na ziemię. Cóż, to zdecydowanie nie była najlepiej pokonana przeszkoda w karierze Fuore Veyrona.
Jednakże znajdowaliśmy się już blisko kolejnej przeszkody - 90-cio centymetrowego oksera. Dzielił nas od niego zaledwie fragment łuku. By prawidłowo najechać na okser, musieliśmy zakręcić dość ostro. Z zadowoleniem zauważyłam, że nasza prawie-zrzutka na poprzedniej przeszkodzie chyba nauczyła czegoś Fuore, bo teraz galopował energicznie, ale w opanowanym stopniu i nie próbował już gnać tak jak wcześniej. Toteż pokonaliśmy zakręt dość ciasno, ale nie tracąc tempa. Po porzednim nieudanym skoku Fuore zawahał się przed samą przeszkodą, więc dodałam łydki. Wtedy wybił się wysoko. Trochę za słabo uniósł przód, lecz udało mu się zrekompensować ten brak poprzez silne wypchnięcie z zadu. Wylądowaliśmy miękko po drugiej stronie przeszkody i kontynuowaliśmy przejazd.
Następną przeszkodę stanowiła metrowa stacjonata. Teraz Fuore nadal szedł bardzo żwawo, ale równym, regularnym tempem. Najwyraźniej początkowy zapał już opadł. Dzięki temu, że ogier opanował się, tą przeszkodę pokonaliśmy zawodowo - silne, idealnie odmierzone wybicie, spory zapas nad przeszkodą, wreszcie miękkie lądowanie. Poklepałam Fuore po szyi. Tutaj zecydowanie pokazał, na co go stać!
Zakręt przed kolejną przeszkodą - doublebarre - nie był zbyt ostry i nie stanowił większego wyzwania dla Fuore, więc poradził sobie z nim wyśmienicie. Również samą przeszkodę udało nam się pokonać bezbłędnie. Przed skokiem docisnęłam łydki, by Jaggy nie zawahał się. Jednak martwiłam się tym zupełnie zbędnie, gdyż pewnie się wybił, mocno wyciągnął i chwilę później przefrunęliśmy już nad doublebarre.
Po wylądowaniu został nam jeszcze spory kawałek łagodnego łuku. Pokonaliśmy go, nie tracąc tempa, ale też nie przyspieszając. Pokierowałam Fuore tak, by móc pod odopowiednim kątem najechać na okser. Była to bardziej wymagająca przeszkoda niż poprzednia, lecz nie obawiałam się o powodzenie skoku, ponieważ ogier nie ekscytował się już teraz przeszkodami tak jak na początku i trzymałam go w ryzach. Nie myliłam się - Fuore skoczył tak płynnie i pewnie, jakby chciał dać mi do zrozumienia, że wcale mu taka przeszkoda nie straszna. Porządnie się wybił i bardzo ładnie pracował szyją i grzbietem. Poklepałam go po szyi, by wyrazić uznanie.
Zanim dotarliśmy do kolejnej, siódmej już przeszkody, pokonaliśmy następny zakręt, z którym Jaggy poradził sobie dzielnie, dostosowując się do moich sygnałów. Starałam się, by wygiął się odpowiednio, żeby ustawić się jak najprościej do 100-centymetrowej stacjonaty. Fuore chyba wrócił animusz, bo w miarę zbliżania sięd o przeszkody znowu zaczął przyspieszać. Tym razem jednak nie hamowałam go i pozwoliłam mu działać jego własnym sposobem. Efekt może nie przerósł moich oczekiwań, ale był jak najbardziej zadowalający. Pokonaliśmy przeszkodę czysto i sprawnie.
Teraz czekał nas najtrudniejszy na całym tym parkurze zakręt. Sygnałami wodzy pokazywałam koniowi, że ma ostro skręcić. Natomiast łydkami pilnowałam, by odpowiednio wygiął tułów, a także by nie wypadł zadem. Dotarliśmy do kolejnej stacjonaty. Fuore wydawał się teraz bardziej skupiony. Jednak wybił się odrobinę zbyt wcześnie. Zaważyło to jednak wyłącznie na tym, że skok zapewne nie wyglądał zbyt zgrabnie. Kopyta konia znalazły się niebezpiecznie blisko poprzeczki, ale udało mu się jej nie strącić.
Wreszcie przed nami była już tylko ostatnia przeszkoda. Stanowiło ją doublebarre 90/100 cm. By do niej dotrzeć, musieliśmy pokonać łuk przecinający prawie cały parkur. Równym, okrągłym galopem zmierzaliśmy w jej stronę. Jaggy chyba się trochę zmęczył i poprzestawał na utrzymywaniu tempa, nawet nie próbował przyspieszać. Podczas skoku dał jednak z siebie wszystko, mocno się wybił, pięknie zaokrąglił grzbiet i obniżył szyję. Po mięciutkim lądowaniu pochwaliłam go głosem, poklepałam po szyi, popuściłam wodze i przeszłam do kłusa. Ogólnie rzecz biorąc, świetnie się spisał!
          Później pokłusowaliśmy jeszcze przez chwilę na luźnej wodzy i przeszliśmy do spokojnego stępa. Długo człapaliśmy tak po padoku, aż do czasu, kiedy Fuore wysechł, a jego oddech wyregulował się. Po jakichś piętnastu minutach podjechałam pod stajnię. Tam zatrzymałam ogiera i zsiadłam. Podpięłam strzemiona i poluźniłam popręg, a następnie zaprowadziłam Fuore pod jego boks. Tam zdjęłam z niego siodło, czaprak, ochraniacze i ogłowie, a założyłam kantar i wprowadziłam konia do środka boksu. Jeszcze trochę zostałam w środku, by go trochę pogłaskać, no i dać mu jeszcze kawałek jabłka w nagrodę za udany trening. Później wyszłam z boksu, zamknęłam za sobą drzwi i poszłam odnieść na miejsce sprzęt. Przed odjazdem z WSR Amarant zdalam jeszcze relację z przebiegu treningu właścicielce Fuore.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz