Skrót z powrotu do pracy pod siodłem - 24.05 - 5.06
PRACA NAD WYGIĘCIEM, RÓWNOWAGĄ; LONŻOWANIE ORAZ ĆWICZENIA NA DRĄGACH I CAVALETTI, WYJAZDY W TEREN
Miałam zamiar zaczynać z nią jak z podjazdkiem, najpierw się przewieszając, a dopiero co potem wsiadając w przyspieszonym tempie. Nie miałam zamairu dać zrobić sobie znowu krzywdy!
24.05
Na lonży założyłyśmy jej siodło, po krótkim wylonżowaniu przewiesiłam się. Klacz bryknęła, ja zsunęłam się na równe nogi, obserwując, jak klacz zaczyna wariować w galopie. Uspokoiłyśmy ją i podjęłam kolejną próbę. Dama dalej była niezadowolona, jednakże po 3 kółkach nierównego, sztywnego stępa, zaczęła się w końcu odnajdywać. Po kolejnych kilku kółkach wsiadłam już normalnie, odpięłyśmy lonżę. Kontynuowałam jazdę w stępie, wyjeżdżając ją biodrami, zmuszając do aktywnego chodu. Robiłam przejścia do stój, głównie od dosiadu, starając się, by klacz "przyszła do ręki". Robiłam także zróżnicowane wolty, serpentyny, ósemki, przyzwyczajając ją do prowadzenia. Przejścia ją szybko rozluźniły i srokata opuściła ładnie głowę. Stęp na dziś wystarczył. Był dobrym początkiem.
25.05
Po wylonżowaniu wsiadłam na konia. Klacz oczywiście początkowo nie była zadowolona. Stępowałam ją długo, pamiętając, że dopiero co wraca do siodła i nie jest przyzwyczajona do niesienia takiego ciężaru jakim niejako ejst 50 kg + osprzęt.
Przy przejściu do kłusa koń strzelił z zadu i ruszył do galopu. Wystopowanie jej zajęło mi chwilę, a kłus oczywiście był z głową w górze, niedokraczający i sztywny. Przejścia i wygięcia były złotym środkiem, więc korzystałam z tego. Wkrótce koń w końcu odpuścił z głową i trzymał ją w dole.
W kłusie skupiałam się na tym, by szła równo, aktywnie i w równowadze. Zakończyłam jazdę po ok. 30 minutach.
26.05
Klacz nie miała spokoju. Wylonżowaliśmy ją na chambonie, by pomóc jej się rozluźnić i poszukać tego miejsca w dole. Dama szybko załapała o co chodzi, wyraźnie odstresowując się, rozciągając grzbiet, a przy tym wyraźnie nim pracując. Nie miała problemu z dokraczaniem czy zaangażowaniem zadu. Wyraźnie się uspokoiła od czasu, gdy pierwszy raz ją spotkałam... Hmmm, do czasu.
Wsiadłam na nią, jednak klacz nie roszczyła żadnych zażaleń czy sprzeciwów. Dziś chciałam popracować z nią na kołach, popracować nad wygięciem i równowagą, a przy tym dodać masę przejść. W każdej literce na ujeżdżalni robiłam przejście w dół, a na co drugiej robiłam woltę. Ćwiczenie to wymagało rozluźnienia i skupienia. Początkowo wcale nie było tak łatwo jakby się mogło wydawać i klacz denerwowała się. Potem jednak byłyśmy w stanie powtórzyć to ćwiczenie także i w kłusie. Dama pod koniec jazdy szła rozluźniona, jakby... szczęśliwa?
27.05
Mimo wczorajszego dobrego dnia nie zrezygnowałam z lonżowania. Dziś planowałam pierwsze galopy, więc musiałam być ostrożna. Rozgrzewkę wypełniłam pracą na kołach, zmianą ustawienia - jej ciało i potylica muszą być luźne. Dużo poświęciłam jeździe w dole. Poprosiłam ją o zagalopowanie na kole. Klacz wystrzeliła jak z procy. Nie zrobiłam przejścia w dół, dopóki Dama nie zwolniła. Zrobiłam jeszcze kilka przejść do galopu, by uzyskać w końcu spokojne, zrównoważone tempo już od początku. To samo na drugą stronę.
28.05
Kolejny dzień pod hasłem: praca nad galopem. Klacz po wylonżowaniu i rozgrzaniu znów była proszona o galop. Dalej pracowałyśmy na kole, nie chcąc jej prowokować do szybszego galopu. Klacz była w stanie się w miare rozluźnić na obie strony, szła w równowadze. A to najważniejsze!
29.05
Dziś jazda pod znakiem przejść. Zaczęłam już w stępie od przejść do stój, również podczas robienia wolt, serpentyn. Klacz musiała odnajdywać równowagę w każdej sytuacji. Bez tego nie ma dobrych przejść.
Zmieniałam też jej ustawienie, pracując nad luźnością potylicy - to również było mega ważne w przejściach. Klacz szybko zaakceptowała jazdę od "tyłu do przodu", więc w przejściach nie było buntu z kontaktem oraz zaangażowaniem. Przejścia w kłusie jak i stępie były miodne. Galop stanowił wyzwanie, któremu udało się podołać. Klacz na prostej nie rozpędzała się, reagowała poprawnie i szybko na pomoce.
Należy jej się wór marchwi!
30.05
Pracowałyśmy dziś na wygięciach - serpentyny, wolty, półwolty. Na długą ścianę wchodziłyśmy tylko i wyłącznie na chwilę, gdy obejmowała obwód koła. Klacz musiała szybko zmieniać ustawienie, równoważyć się na ciasnych łukach. Pracowałyśmy w ten sposób przez całą jazdę, w każdym chodzie. Efektem był rozluźniony, zwrotny, zaciekawiony koń.
31.05
Po standardowym wylonżowaniu konia, wsiadłam, zastanawiając się, co mam zrobić, by jutro koń mnie nie zabił. Postanowiłam pojeździć na drugim śladzie, czyli nie na ścianie, a kawałek od niej, by zobaczyć, jak idzie nam bycie prostej bez ogranicznika. Początkowo klacz uciekała, chcąc wrócić na ścianę lub kręciła się, wyraźnie sztywna i nieprosta. Po czasie udało nam się zachować prostość we wszystkich chodach oraz uzyskać rozluźnienie. Ćwiczenie to było niezwykle ważne i na pewno będzie przydatne w przyszłości.
1.06
Dziś dzień sądu, albowiem zdecydowałam się jechać dziś w teren. Dziewczyny wyśmiały mnie, część obiecała się za mnie pomodlić, część stwierdziła, że jestem szalona, ALE! Czas najwyższy!
Wybrałam nie za długą, ale też niezbyt krótką trasę - 7 km.
Klacz była zainteresowana, trochę nafukana na początku, zdecydowanie ELEKTRYCZNA i niezbyt spokojna, ale poprawna.
Początkowo wjechałyśmy do lasu, stępując nieco pod górkę. Gdy znalazłyśmy mniej pofalowane miejsce, poprosiłam ją o kłus. Wyjechałyśmy z lasu na polne dróżki. Wiatr wiał delikatnie, wprawiając w kołysanie żniwa. Mimo samotności, klacz była dzielna, nie rżała za stadem. Na polanie poprosiłam ją o galop. Klacz wyrwała się do przodu, błyskawicznie przecinając polanę i wgalopowując do lasu. Nie brykała ani wierzgała, po prostu przybrała zawrotne tempo. Zaczęłam powoli ją stopować, co klacz przyjęła niechętnie. Zwolniła, a my zaczęłyśmy wgalopowywać na delikatną górkę. Ponownie krajobraz zmienił się - byłyśmy na wzgórzach. Kłusem pokonałyśmy resztę malowniczej trasy. Rozstępowałam ją w domu. Była lekko spocona, ale wyraźnie podniecona i zadowolona. Ja również.
2.06
Po wczorajszym terenie klacz została dziś wyłącznie wylonżowana... Ale na cavaletti! Dama szanowała drągi...aż za nadto, unosząc nogi niewiarygodnie wysoko i dokładnie akcentując każdy krok.
3.06
Dzień wczorajszy był wstępem do pracy na drągach. Zaczęłyśmy już w stępie - na prostej oraz na kole. Zmienialiśmy jej odległości, by klacz odpowiednio skracała się oraz wyciągała. Największą zabawę mieliśmy w kłusie, ponieważ klacz była w stanie swobodnie pokonać cavaletti na galop(!) odpowiednio wydłużając wykrok. Ćwiczenie to sprawiało jej wyraźnie dużą frajdę.
W galopie początkowo ustawialiśmy jeden drąg, a następnie kilka na skok-wyskok, by potem stopniowo podwyższać drągi aż do wysokości ok. 40 cm na serię skok - wyskok.
Klacz wykonywała ćwiczenie chętnie i poprawnie, czekając na nowe wyzwania.
4.06
Tym razem wsiadł na nią Tomek, wybierając się na krótki, 10 km rajd. Klacz podobno nie przestraszyła się nawet wyskakującego spod jej nóg bażanta, była dzielna i wytrzymała
5.06
Ostatni dzień poświęciłam na przećwiczenie programu ujeżdżeniowego L-4. Klacz znała wszystkie elementy, więc była to wyłącznie formalność mająca sprawdzić jej przygotowanie. Tomek ją jeździł, a ja sprawdzałam wykonanie.
Dama miała świetną równowagę - odpowiednią nawet na o wiele wyższe konkursy, jednakże na nie nie miała jeszcze umiejętności.
Reagowała szybko, nie potrzebowała mocnych sygnałów. Reagowała "na szept". Stanowiła bardzo fajny obrazek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz