-Cholera! - krzyknęłam sama do siebie i biegiem ruszyłam do mieszkania. Mało nie zabiłam się o własne nogi, oczywiście jeszcze trzeba było tel. znaleźć. Ale był na moim biurku pod jakimiś kartkami. Spojrzałam szybko na wyświetlacz.
-Halo? - odezwałam się niepewnie. Przez chwilę nie było żadnego odzewu. - No halo!
-No co? - Odezwał się głos w telefonie. Myślałam, że nie wytrzymam ze śmiechu.
-Ale to ty do mnie dzwonisz, ja się powinnam pytać "co"... Więc - co? - Zaśmiałam się do telefonu.
-Jest sprawa, masz dziś czas? - Tym razem głos Richarda brzmiał wyjątkowo... poważnie? No, mniejsza o to. W każdym nagle tak dziwnie zabrzmiał.
-Jak zwykle mam, ale po 20, a dlaczego pytasz?
-A to ja zaraz będę, see ya!
-Ale jest dopiero dziew... szlag! - Kolega zdążył się rozłączyć, a ja nawet nie wiem o co mu chodziło. Zeszłam na doł i wypuściłam konie na padok. Furek jak zwykle zaczął odpierdzielać jak małe dziecko, a Damka poszła sie wytarzać. Nagle z siwka miałam kasztana. Poszłam jeszcze po jabłko, bo pożywne śniadanie to podstawa! No nieważne, mi tam ostatnio tylko kawa wystarcza do życia. Ewentualnie jakiś grill wieczorem, no wiadomo - sezon się zaczyna.
Zagwizdałam do Furka, chciałam mu dać resztki z mojego jabłka, niech się chłopak cieszy, Damka nic nie dostała. Ba, nawet nie podeszła. Skubała tylko trawę, która na padoku rewelacyjna nie była - w sensie, występowała miejscami. Nagle pod stajnię z piskiem opon podjechał Richard. Fuore tylko zakwiczał i okrążył padok z seria baranów, Dama nawet uwagi nie zwróciła na to, że ktoś podjechał. Z samochodu wysiadł Richard z bananem na twarzy i wesoło podbiegł.
-No hej! - Krzyknął wesoło idąc pewnie w moją stronę.
-Ja naprawdę nie mam teraz czasu... - Odpowiedziałam opuszczając głowę. Jemu się chyba nigdy nie przetłumaczy, że nie mam czasu i już. Ważne, że on ma i o!
-Tak, ale mam do ciebie maluuutką prośbę. - I tu pojawiły się oczy kota ze shreka. Na litość boską!
-Aaa, no no wiem. Ale jaką?
-Bo słuchaj. Przyjechała do mnie moja kuzynka, jeździ konno ponad 10 lat i siedząc u nas... No bo co ona będzie u nas robić. Chciałem ją zabrać gdzieś, to ona nie, bo ją to nie bawi i...
-Halo! Mów konkretniej! - Richard jak zwykle sam chyba nie wiedział o czym mówi. No cóż, mało ogarnięty człowiek, ale przynajmniej nudzić się z nim nie można.
-No, bo chciała pojeździć konno. - w tym momencie u mojego kolegi pojawił się szeroki uśmiech. Tak jakbym powiedziała, że okej pewnie i takie tam.
-A ile ona ma lat? Bo wiesz, ja nie mam też koni typowo szkółkowych.
-No jak to, nie pamiętasz Kate? Przecież była tu rok temu i... - przerwałam wypowiedź Richarda piskiem. Ale nie ze strachu. Ucieszyłam się, że to właśnie ona przyjechała. Poznałam się z nią 3 lata temu i widywałam się z nią pare razy w roku. Właśnie wtedy, gdy przyjezdżała do Polski na wakacje, gdzie ma rodzinę.
-Jezu trzeba było mówić tak odrazu! Gdzie ona jest? Cooo?! - Zaczęłam nerwowo szarpać Richarda za kurtkę.
-No w tym problem, że zaraz po nią pojadę... - Zrobiłam wymownego facepalma i popchnęłam Richarda w kierunku samochodu tłumacząc mu, że nia ma na co czekać i idę szykować konie.
Pomyślałam, że dobrym pomysłe byłby wspólny teren, zabrałam więc Damkę ze stajni i wzięłam się za czyszczenie klaczy. Stała spokojnie, nie wierciła się - ogólnie przebiegło wszystko sprawnie i bezproblemowo.
SOON...
-No hej! - Krzyknął wesoło idąc pewnie w moją stronę.
-Ja naprawdę nie mam teraz czasu... - Odpowiedziałam opuszczając głowę. Jemu się chyba nigdy nie przetłumaczy, że nie mam czasu i już. Ważne, że on ma i o!
-Tak, ale mam do ciebie maluuutką prośbę. - I tu pojawiły się oczy kota ze shreka. Na litość boską!
-Aaa, no no wiem. Ale jaką?
-Bo słuchaj. Przyjechała do mnie moja kuzynka, jeździ konno ponad 10 lat i siedząc u nas... No bo co ona będzie u nas robić. Chciałem ją zabrać gdzieś, to ona nie, bo ją to nie bawi i...
-Halo! Mów konkretniej! - Richard jak zwykle sam chyba nie wiedział o czym mówi. No cóż, mało ogarnięty człowiek, ale przynajmniej nudzić się z nim nie można.
-No, bo chciała pojeździć konno. - w tym momencie u mojego kolegi pojawił się szeroki uśmiech. Tak jakbym powiedziała, że okej pewnie i takie tam.
-A ile ona ma lat? Bo wiesz, ja nie mam też koni typowo szkółkowych.
-No jak to, nie pamiętasz Kate? Przecież była tu rok temu i... - przerwałam wypowiedź Richarda piskiem. Ale nie ze strachu. Ucieszyłam się, że to właśnie ona przyjechała. Poznałam się z nią 3 lata temu i widywałam się z nią pare razy w roku. Właśnie wtedy, gdy przyjezdżała do Polski na wakacje, gdzie ma rodzinę.
-Jezu trzeba było mówić tak odrazu! Gdzie ona jest? Cooo?! - Zaczęłam nerwowo szarpać Richarda za kurtkę.
-No w tym problem, że zaraz po nią pojadę... - Zrobiłam wymownego facepalma i popchnęłam Richarda w kierunku samochodu tłumacząc mu, że nia ma na co czekać i idę szykować konie.
Pomyślałam, że dobrym pomysłe byłby wspólny teren, zabrałam więc Damkę ze stajni i wzięłam się za czyszczenie klaczy. Stała spokojnie, nie wierciła się - ogólnie przebiegło wszystko sprawnie i bezproblemowo.
SOON...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz