► Z dniem 17.06.2013, po prawie rocznej przerwie, WSR Amarant powraca!

► Niedługo nadchodzi termin wyźrebienia się Damy.
► Fuore ma 3"*"! :)

piątek, 8 czerwca 2012

Trening DzŁ X

          Od samego rana myślałam co by dziś porobić z Damką. Trenujemy codziennie, niestety nie mam czasu wszystkiego opisywać. Przez ostatnie dwa tygodnie jeździłyśmy obie głównie w tereny, czasem jakaś lonża lub praca z ziemi. Damka kocha tereny, więc było to dla nas przyjemnością. ;) Jednak dla odmiany chciałam porobić coś jeszcze innego. Na skoki z Damulcem ochoty nie miałam, bo wiedziałam, że wcześniej czy później w końcu jej się to znudzi i będziemy dreptać bez celu, a klacz albo wszystko wyłamie, albo pozrzuca przeszkody.
          Wyszłam z domu przecierając leniwie oczy. Wstałam już dawno, ale nie wiem jakim cudem wsadziłam sobie palucha w oko i miała całe czerwone, do tego swędziało. A wiadomo - im bardziej drapałam tym było gorzej. Konie były na pastwisku, zabrałam więc sprzęt Damki i zaniosłam go na dwór. Powiesiłam siodło na ogrodzeniu, potem wróciłam się po ogłowie i po skrzynkę ze szczotkami. Damka biegała po pastwisku w kantarze, więc jedyne co było mi jeszcze potrzebne to uwiąz. Wzięłam więc jakiś pierwszy lepszy z brzegu i ruszyłam w stronę pastwiska. Widziałam konie w oddali, krzyknęłam więc do nich. Dama podniosła głowę, Fuore z dzikim rżeniem zaczął baaardzo szybko biec w moim kierunku. Odsunęłam się od ogrodzenia - kto wie co temu głupkowi odwali, może będzie próbował skakać? Oczywiście przed samym płotem było dzikie hamowanie, jak Furek już był obok mnie to Dama dopiero się rozpędzała. :D Pogłaskałam Furka vel Głupka i cierpliwie czekałam aż kobyłka się do mnie doczołga. Po chwili i ona stała obok ogrodzenia, weszłam więc do koni na pastwisko i podeszłam pewnie do Damulca. Dopięłam jej kantar i już chciałam iść, kiedy... Nie i o! Klacz stwierdziła, że jej tu dobrze i ona nie chce. Stanęłam więc z miną "matko... znowu" i zaczekałam cierpliwie, aż kobyłka zrobi pierwszy krok w moim kierunku. Po chwili się tego doczekałam, chociaż nie powiem, bo kiedyś zajmowało nam to sporo czasu. Wyprowadziłam ja z pastwiska, a Fuore w swoim świecie gdzieś sobie pobiegł. Poszłam z klaczą pod stajnię, gdzie mamy miejsce do czyszczenia koni.. Przywiązałam ją i zajęłam się jej grzywą - z której wyciągnęłam kilka rzep i tonę słomy. Potem oczywiście sierść, ale tu nie miałam większych problemów, bo Dama była wyjątkowo czysta. Z kopytami też było dobrze, klacz podała mi ładnie nogi. Osiodłałam klacz, ale foch był z wędzidłem! Końcem końców jednak odpuściła i mogłam z nią iść na piaszczystą ujeżdżalnię, która znajduje się obok stajni.
          Wsiadłam na klacz, która przy moich nieudanych próbach dostania się do niej na grzbiet zaczynała się strasznie wiercić. Nie chciałam też jej przemęczac moim wsiadaniem, więc za czwartym razem poszłam po stopień, dzięki któremu mogłam wreszcie na niej usiąść. :D Ruszyłam stępem na luźnej wodzy, nagle klacz się czegoś wystraszyła i zagalopowała. Uspokoiłam ją głosem i zatrzymałam, można powiedzieć, że bez używania wodzy - więc jestem z niej coraz bardziej dumna. Jak mówiłam przeszłam do stój, a następnie ruszyłam roboczym stępem robiąc dwa kółka. Na ujeżdżalnię wpadł Richard - jak zawsze, nawet nie wiadomo skąd. Nie odezwał się jeszcze słowem, a ja powiedziałam tylko "Ok, będzie jak chcesz, pod warunkiem, że mi pomożesz!". Richard spojrzał na mnie jak na głupka, ale końcem końców robił to co chciałam... :D A więc poprosiłam go, aby ustawił na śroku kilka niskich cavalettek. Najechałam na nie, Damka zamiast po prostu przebiec stwierdziła, że takie ogromne przeszkody się skacze! Po przejeździe... ekhem, skoku - skręciłam na prawo, po czym zawróciłam znów na środek ruszając z powrotem na drągi. Tym razem Damka przez nie przekłusowała już bez większej paniki. Wróciłyśmy pod ścianę i ruszyłyśmy kłusem roboczym. Znów dwa kółka i najazd na drągi. Zaraz po przejeździe Richard ustawił je na średnią wysokość. Dodałam klaczy łydkę i spróbowałyśmy ruszyć kłusem pośrednim. Co dłuższą ścianę zmieniałyśmy tępa kłus roboczy - kłus pośredni, aby Damka zrozumiała i wyuczyła sobie ta różnicę. Gdy stwierdziłam, że już jakoś potrafi ruszyłyśmy na cavaletti. Potknęła się o drugi drążek, więc poprawiłyśmy jeszcze trzy razy. Bardzo ładnie poszło, a więc chwila odpoczynku kłusem roboczym anglezowanym. 1,5 kółka i ruszamy galopem roboczym. 
          Zakończyłam rozgrzewkę i przeszłam do właściwego treningu Damy. Zrobiłam woltę, pół woltę i zmieniłam kierunek przez środek ujeżdżalni. Potem dwie ósemeczki, koło. Szła wyjątkowo pięknie, nie wlokła się, w rytmie. Nie zwalniała, ale też nie goniła. Po prostu cudownie. Zrobiłyśmy woltę, zmianę kierunku i zatrzymanie. Potem ruszyłam kłusikiem i zatrzymanie. Jeszcze raz. Klacz szła cudownie (ale się zaczęłam zachwycać :D), bez najmniejszego problemu. Przeszłyśmy do wydajniejszego kłusa. Kolejna wolta. Potem zrobiłam 3 wolty na kręgosłup, zmianę kierunku na zadzie, potem zmianę kierunku po przekątnej. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Teraz chciałam zobaczyć, jak kobyłka się słucha, bo w sumie z tym były zawsze największe problemy. Przeszłam w kłusiku na połowę ujeżdżalni i tutaj zamierzałam robić ósemki , koła i zmiany kierunku. Miejsca było mało, ale w sumie Damka też nie jest duża, więc wszystko szło zgodnie z planem. Była bardzo czuła, żeby się zatrzymać, wystarczyło leciutko pociągnąć za wodzę, przyśpieszyć - dać łydkę. Nie trzeba było kombinować z palcatem. Stanęłyśmy na środku ujeżdżalni. Chciałam poćwiczyć z nią cofanie. Lekko przyciągnęłam ręce z wodzą do ud. Cofała się, dopóki nie puściłam wodzy. Cieszyłam się, że klacz nareszcie zaczyna współpracować, a co najważniejsze - że ją to cieszy. Przeszłyśmy do kłusa, zrobiłyśmy zmianę kierunku, a co za tym idzie i zmianę nogi anglezowania. Kłusem roboczym pojechałyśmy na ścianę, wydłużyłyśmy krok i galop roboczy. Zjechałyśmy ze ściany, zrobiłyśmy koło i z powrotem wróciłyśmy na ścianę. Kontrgalop również niczego sobie, chociaż to już elementy klasy P. Wydłużyłyśmy trochę krok, zmieniłyśmy nogę galopu. Damka spisywała się na medal. Zwłaszcza, że podczas rozgrzewki nie była taka skupiona i rozluźniona jak podczas właściwego treningu. Ale to dobrze, z czasem będzie coraz lepiej! :) Przeszłyśmy do kłusa na krótszej ścianie, a na długiej ponownie zagalopowałyśmy, zrobiłyśmy lotną zmianę nogi w galopie i na krótkiej znowu kłus, na długiej kontrgalop. Postanowiłam zakończyć trening, Damka spisała się dziś na medal. Cieszyłam się, że robi AŻ  tak wielkie postępy, zwłaszcza po tym, jaka była jeszcze podczas pobytu w Stajni Centralnej.
          Rozstępowałam klacz, podreptałyśmy w kółko póki klacz nie wyschła. Dodatkowo próbowałyśmy zatrzymać stęp-stój-stęp. Szło jej bardzo dobrze. Ogólnie cały trening mogę zaliczyć do jednego z najbardziej udanych. Po rozstępowaniu wyprowadziłam klacz z ujeżdżalni. Rozsiodłałam ją i wypuściłam ją na pastwisko.
-Teraz twoja kolej! - powiedziałam i poszłam w stronę Fuore.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz