Koń: *Fuore Veyron
Jeździec: Hammy
Data treningu: 19.06.2012 r.
Rodzaj treningu: cross P
Miejsce treningu: tor crossowy
Godzina rozpoczecia: 8:00
Pogoda: 18*, pochmurno
Furek skoki klasy P ma już opanowane, niestety cross tylko L. Nie chodzi o wysokości przeszkód, akurat ogier jest koniem odwaznym, wiec z tym problemu nie mam. Może problem jest ze mną, bo jednak drąg, który przy muśnięciu kopyta spada ze stojaka jest bardziej bezpieczny niż wielgachna kłoda. Postanowiłam mimo wszystko zająć się dziś Fuore i potrenować cross, coś między L i P.
Wstałam rano, no nie było znowu rano, ale pogoda też nie była piękna. To znaczy... Była bardzo dobra jeśli chodzi o sam trening, bo nie było gorąco, ale żeby się opalać, no, to cóż. Poszłam do stajni, konie skończyły jeść śniadanie i leniwie skubały resztki siana. Przywitałam się z kopytnymi i poszłam po kantar oraz uwiąz Furka. Zaprowadziłam go na myjkę i doprowadziłam do stanu, który pozwolił mi na wyprowadzenie go ze stajni bez interwencji jakiegoś towarzystwa, które zapobiega znęcaniu się nad zwierzętami. Po około godzinie ogier był czysty i gotowy do osiodłania. Wyprowadziłam go więc ze stajni, wsiadłam na niego - z wielkim trudem - i podciągnęłam popręg. Furka oczywiście od samego rana rozpierała energia, więc zanim dostałam się na jego grzbiet sporo się napodskakiwałam.
Pojechaliśmy najpierw na ujeżdżalnię na rozgrzewkę. Przejechaliśmy kilka kółek w stępie a potem zrobiłam z nim półvoltę i kilka volt, oprócz tego slalomy i ósemki. Porobiliśmy koła w kłusie. Koń słuchał każdego polecenia i wykonywał je z największą uwagą. Porozciągałam się jeszcze robiąc mu skłony na grzbiecie i ćwiczenie o nazwie cztery strony świata. Gdy uznałam że już koniec rozgrzewki pojechaliśmy polną dróżką na tor crossowy. Jak się później okazało przeszkody nie były między L i P, a była do dokładnie klasa P.
-No nic, raz się zyje! - pomyslałam i dałam Furkowi łydkę. Na torze przejechałam z nim pod każdą przeszkodę aby mógł się z nią zapoznać i dałam łydkę do kłusa. Pokłusowaliśmy trochę robiąc różne proste ćwiczonka i dałam sygnał do galopu. Przeszedł płynnie i bezproblemowo. Miał bardzo wygodny galop. Nakierowałam go z galopu na pierwszą niską kłodę. Przeskoczył ją w pięknym stylu. Potem nadszedł czas na kolejne kłody i jakieś ułożone w stos gałęzie. Każdą z tych przeszkód przeskoczył z ok. 20 cm. zapasu. Myślę że jak się z nim poćwiczy to może będzie chodził wyższe klasy bez problemu. Teraz przyszedł czas na skok do wody. Ja oczywiście panika, że zamiast skoczyć przed siebie, ale pomyslałam, ze jak będe panikować, to mi wyłamie... Złapałam więc pewnie wodze i dałam mu mocniej łydkę. Fuore rozpędził się na przeszkodę i bardzo ładnie, pewnie wskoczył do wody. Poklepałam go po szyi, a potem wytarłam twarz, którą miała całą w wodzie. Roześmiałam się i cała mokra dałam łydki do szybszego galopu przeskakując jeszcze kilka przeszkód i zwalniając go do stępa na zasłużony odpoczynek. Widać było że Fuore był zadowolony z odpoczynku co okazywał powtarzającym się co chwila prychaniem. W stępie wyjęłam sobie nogi ze strzemion bo porządnie mi zdrętwiały i zaczęłam kręcić stopami małe kółka rozluźniając przy tym palce stóp.Po takim ćwiczeniu byłam gotowa do dalszej jazdy ale dałam Furkowi jeszcze chwileńkę odpocząć. Skracając wodze i dawając łydkę popędziłam konia do kłusa a potem do galopu. Ruszyłam na przeszkody z drugiej strony tym razem zaczynając od najwyższej. Pojechałam z nim kilka belek które przeskoczył w mistrzowskim stylu i najechałam na najbardziej wyczekiwaną przeze mnie przeszkodę a mianowicie wodę! Tym razem byłam o wiele bardziej pewna siebie, nie wachałam się już przed najazdem na nią. Po kolejnym udanym skoku pochwaliłam ogiera. Furek parsnkął wesoło, była z niego dumna, a w nagrodę dostał jeszcze krótką wycieczkę w teren z kilkoma niskimi crossowymi przeszkódkami. Ruszyłam do kłusa i do galopu jadąc przez leśną ścieżkę i dostając kilka razy gałęzią w twarz. Pierwszy skok był piękny ale przy drugiej przeszkodzie się zatrzymał i postawił uszy do pionu. Wystraszyłam się trochę ale dałam ogierowi pokrzepiającą łydkę i przemówiłam do niego spokojnym ale zdecydowanym tonem. Po przeskoczeniu jeszcze kilku małych przeszkód zawróciłam i jadąc bocznymi ścieżkami (unikając przeszkód) dałam ogierowi luźne wodze.Po dojechaniu na miejsce wstawiłam Furka do boksu, rozsiodłałam i rozkiełznałam go i wysuszyłam mu sierść suchą słomą. Kopystką dokładnie wyczyściłam kopyta i zgrzebłem wyczyściłam konia z błota.Odniosłam jego rzeczy do siodlarni uprzednio czyszcząc wędzidło i strzemiona. Ogarnęłam trochę stajnię i zaprowadziłam oba konie na pastwisko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz