► Z dniem 17.06.2013, po prawie rocznej przerwie, WSR Amarant powraca!

► Niedługo nadchodzi termin wyźrebienia się Damy.
► Fuore ma 3"*"! :)

czwartek, 19 lipca 2012

Trening Damy XIII

Koń: *Dama z Łasiczką
Jeździec: Skrzydlata
Data treningu: 14.07.2012 r.
Rodzaj treningu: praca nad chodami (kl. P, wprowadzenie do N)

Postanowiłam dzisiaj wybrać się do Stadniny Amarant, gdzie miałam pojeździć klacz Damę z Łasiczką. Klaczka była piękną pintabianką w ciąży, więc nie mogłam zapomnieć o nie zbytnim forsowaniu jej. Uznałam, że dzisiaj skupimy się nad chodami, różnicami między nimi oraz energii.
Klacz była przygotowana przez Hammy, którą o to poprosiłam. Dama już tak bardzo źle nie reagowała na ludzi, więc nie miałam czego się bać. Jednakowoż postanowiłam nie ryzykować jej strachu i nerwów i tylko ją teraz wyprowadziłam na maneż.
Dama stała spokojnie, kiedy zaczęłam poprawiać popręg, strzemiona i jak sama wgramoliłam się na siodło. Śmiesznie siedziało mi się na takim małym koniku.
Ruszyłam na początku na luzie, poprawiając źle ustawione strzemię, po czym zaczęłam zbierać Damę. Próbowałam również wyczuć jej reakcję na łydki. Klacz szła dosyć energicznie bez mojego specjalnego wkładu, jednak kiedy zaczęłam zbierać wodze, poczęła zwalniać. Odpuściłam więc i kolejną próbę podjęłam cały czas pracując łydką, dodatkowo napychając ją dosiadem. Dama powoli zaczynała pojmować o co mi chodzi i odpuszczać. Zad czułam nieco mocniej podstawiony, na pysku była miękka i można nią było spokojnie powodować przy rozluźnionej potylicy.
W stępie, jak to zwykle u mnie bywa, zaczęłyśmy od wyginania – wolty, ósemki i serpentyny, aby dobrze rozgrzać się przed dalszą pracą. Damce zdarzało się wypadać i wpadać mi do koła, na co ja zareagowałam silniejszą kontrolą w łydkach. Klacz zaczęła się nieco spinać, jednak chwila na wolcie, odpuszczenie i zebranie wodzy, a koń od razu uznał, że to tylko chwila nieporozumienia.
Po dłuższym stępie zakłusowałam. Dama przeszła do wyższego chodu od lekkiej, zdecydowanej łydki, co bardzo mnie ucieszyło. Jedno, co bardzo mnie zmartwiło, to było to, iż klacz zawiesiła mi się na wędzidle, chociaż zadek cały czas podstawiała.
Wjechałam z nią na woltę, na której delikatnymi ruchami prosiłam ją o odpuszczenie zupełnie na pysku i zjechanie łbem do ziemi. Wysłuchała mnie i rozluźniła szyję. Łydką pilnowałam, aby mi zad do lasu nie zwiał. Dalej zaczęłam delikatnie zbierać wodzę, cały czas trzymając w łydkach. Zdecydowanymi ruchami udało mi się osiągnąć zamierzony cel – klacz szła teraz rozluźniona i miękka w potylicy, nie wisiała mi na wędzidle, a zadek nadal był pod kontrolą.
Zajęłyśmy się serpentynami i ósemkami. Dama szła ładnie, energicznie i jednostajnie, chyba że się zapomniała i zwalniała, wtedy wystarczała jedynie lekka łydka i już koń się budził.
Po dłuższym stępie przeszłyśmy na moment do stępa. Przejście było w miarę płynne, więc odpuściłam nie co na wodzy i pilnowałam, aby Dama nie opierała się na wędzidle.
Chwila na odpoczynek i już ruszałyśmy kłusem. Zagalopowałyśmy ładnie na woltach. Dama w galopie machała nieznacznie głową co moment opierając się i odpuszczając na wędzidle, więc tylko trochę jej odpuściłam na wodzy i prosiłam o obniżenie nosa. Dama zeszła lekko z głową i było jej teraz o wiele wygodniej. Taka techniką wykonałyśmy po trzy kółka na obie nogi, po których przeszłyśmy do kłusa. Nieciekawie to wyglądało, gdyż klacz niepotrzebnie rozpędzała się po galopach. Zwolniłam ją do kłusa roboczego.
Podebrałam ją delikatnie dla większego kontaktu i zaczęłam próbować kłus pośredni na przekątnych. Nieznacznie wzmacniałam sygnał od łydek, aby klacz ze zwykłego, codziennego kłusa wyciągnęła minimalnie kopytka przed siebie i pokazała, że nie jest wcale wiejskim konikiem, tylko panną na zawody. Nie było to trudne zadanie, więc poświęciłam mu tylko dwie przekątne.
Z tego, co się orientowałam w klasie P ważne są przejścia między chodami oraz tempem w nich. Dlatego też zajęłam się tym, aby było to płynne i lekkie, bez niepotrzebnego zostawania gdzieś zadem czy wiszenia na wodzy.
Na początku przejścia stęp-kłus-stój. Dama miała problem ze zrozumieniem przejścia kłus-stój, dopiero kiedy niewątpliwie mocno wypchnęłam ją na wędzidło i zmusiłam do mocniejszego podstawienia, stanęła na czterech kopytach w miarę równo. Poklepałam ją wtedy i dałam chwilę odpoczynku na luźniejszej wodzy w stępie.
Po odpoczynku zajęłyśmy się przejściami kłus-galop. Nie było źle, chociaż fakt faktem, że od czasu do czasu Damce coś się wymykało z pod kontroli i zaczynała niesamowicie pędzić po galopach. Zwalniałam ją wtedy, wprowadzałam na woltę i delikatnymi ruchami wykonywałam żucie z ręki, aby ja rozluźnić.
Klacz chodziła długo, chociaż nie powiem, opanowałyśmy dobrze przejścia nawet w tempach, chociaż nie męczyłam jej specjalnie tym w galopie.
Po wszystkim rozkłusowałam porządnie kobyłkę i rozstępowałam ją na luźnej wodzy.
Zaprowadziłam Damę do boksu, gdzie rozsiodłałam ją i zostawiłam w jej żłobie jabłko, które szybko schrupała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz