Jeździec: Hammy
Data treningu: 07.07.2012 r.
Rodzaj treningu: ujeżdżenie L
Miejsce treningu:
Godzina rozpoczecia: 18:00
Pogoda: gorąco, 29*C
Jak wiadomo trening konia skokowego nie polega tylko na ćwiczeniu skoków. Razem z Fuore bardzo często robimy treningi ujeżdżeniowe, co jest - jak wiadomo - PODSTAWĄ udanego przejazdu parkuru. Bo jak koń, który nie zna podstaw ma robić nagłe i szybkie zwroty na przeszkody? Tak więc dziś zdecydowałam, że damy sobie spokój ze skokami, bo i tak Furek jest w tym dobry - do ideału my jeszcze duuużo brakuje.
Weszłam do stajni głównym wejściem
-Wreszcie! Jak chłodno! - powiedziałam do siebie z uśmiechem. Co jak co, w stajni była temperatura idealna. Ani gorąco, ani zimno. W moim domu wiatraki dawały tylko chwilową ulgę, bo niestety powietrza nie chłodziły. Dawały jedynie przyjemny powiew.
Mijając boksy koni witałam się z nimi. Dałam Damce i Fuore po marchawce, a następnie weszłam do siodlarni i pozbierałam sprzęt Fuore – siodło, ogłowie, czaprak i ochraniacze, oraz szczoty kantar i uwiąz. Gdy w końcu doniosłam cały majdan pod boks weszłam do ogiera i założyłam mu kantar. Po wyprowadzeniu go z boksu zarzuciłam mu uwiąz na szyję. Miałam trochę czasu więc wyczyściłam go dokładnie, a przynajmniej na tyle dokładnie na ile można było bez prania z namaczaniem. Założyłam mu po chwili ochraniacze a potem ogłowie i siodło, zarzuciłam mu też na grzbiet derkę by szybciej się rozgrzał. Ubrałam kask i rękawiczki i poszłam z Furkiem na halę. Podpięłam popręg z ziemi i wsiadłam ze stołka. Upewniłam się jeszcze raz że popręg jest odpowiednio i dałam Fuore łydkę trzymając luźno wodze. Pozwoliłam mu na początku łazić gdzie chce byle by tylko utrzymywał odpowiednie tępo czego pilnowałam łydkami. Mniej więcej pięć minut takiego dreptania i podjechałam do bandy by odwiesić derkę. Skróciłam lekko wodze, tak by złapać lekki kontakt. Nie zamierzałam uczyć go chodzenia na zebraniu, jeszcze było na to za wcześnie, ale powoli można było zacząć już pracę z kontaktem. Nadal ćwiczyłam z nim w stępie ale tym razem to ja kierowałam. Najpierw na prostych wzdłuż ścian a potem na liniach środkowych i ćwiartkowych ćwiczyłam z ogierem chodzenie po prostych. Siwy jeszcze trochę „spływał” na lewo. Parokrotnie musiałam upomnieć go mocniejszym działaniem lewej łydki aby skorygował tor po którym się poruszał. Po kilku takich ćwiczeniach przeszliśmy do ćwiczeń na woltach i serpentynach. Nie robiłam ich za wiele, ogierzycho najpierw musiał nauczyć się porządnie chodzić na prostych ale trzeba było nam też trochę gimnastyki. Po takiej rozgrzewce dałam mu chwilkę przerwy na całkiem luźnych wodzach. Furek wykorzystał to opuszczając zupełnie głowę i wyciągając szyję. Pochwaliłam go gładząc go po szyi. Był to swego rodzaju wstęp do żucia z ręki. Po krótkiej przerwie znów zebrałam wodze na kontakt i poprosiłam Fuore o zakłusowanie na długiej ścianie. Veyron podrzucił lekko łbem dając mi znać że za mocno użyłam do tego łydki. Mimo wszystko zakłusował dobrze za co otrzymał pochwałę. Po jednym kole kłusa wokół ujeżdżalni poprosiłam go o przejście do stępa siadając głębiej w siodło i lekko odchylając się do tyłu. Siwy przeszedł płynnie do niższego chodu za co znów dostał pochwałę. Dociągnęłam ostrożnie popręg w stępie jeszcze o dziurkę i znów zebrałam lekko wodze. Znów poprosiłam o przejście do kłusa, tym razem delikatniej używając łydki. Fuore Veyron dobrze zakłusował więc mogliśmy spokojnie przejść do ćwiczeń takich jak w stępie. Głównie linie proste. W kłusie też spływał trochę na lewo więc trzeba będzie jeszcze to wyćwiczyć, mieliśmy na to czas. Zanim Fuore zdążył się znudzić tym ćwiczeniem postanowiłam pokręcić trochę wolt i ósemek w kłusie. Pilnowałam cały czas by anglezować na dobrą nogę by nie obciążać Veyrona. Większość sygnałów pochodziła wyłącznie od łydki, rękę używałam w ostateczności. Pokręciłam się tak pare minut z Furkiem i wyjechałam na prostą z prośbą o stęp. Pogłaskałam go po szyi w nagrodę i puściłam luźniej wodze znów nagradzając ogiera za wyciągnięcie szyi i opuszczenie głowy. Po kilku minutowej przerwie zebrałam wodze i poprosiłam o kłus. Na koniec chciałam poćwiczyć z nim przejścia stęp-kłus, kłus-stęp, stęp-stój, stój-stęp. Zatrzymania z kłusa i ruszanie kłusem na razie sobie darujemy. Tak więc co kilka kroków prosiłam go o zmianę chodów co jakiś czas dołączając woltę i zmiany kierunku aby Fuore musiał w końcu zabrać się za myślenie. Pod koniec wychodziło nam już bardzo dobrze, nawet bez większego użycia wodzy do zwalniania. Po kolejnej przerwie na odpoczynek postanowiłam jeszcze spróbować pare zagalopowań. Furek przy pierwszej próbie wystrzelił z zadu że niemal przywitałam się z ziemią. Uspokoiłam goi poprosiłam o kłus. Siwy niechętnie zwolnił ale nadal był nabuzowany. Pomęczyłam go trochę na wolcie w kłusie. Zmieniłam kierunek i spróbowałam jeszcze raz. Veyron znów się ucieszył ale tym razem zamiast bryknąć po prostu wystrzelił jak z procy. Chwile to trwało nim go uspokoiłam i doprowadziłam do spokojnego kłusa. Trzecia próba zagalopowania była już spokojna i akceptowalna. Pochwaliłam go za to i nagrodziłam krótką przerwą. Zrobiłam jeszcze jedno zagalopowanie w drugą stronę, jako że było poprawne na tym zakończyliśmy trening. Postępowałam z nim na luźnej wodzy dobre piętnaście minut. Gdy przesechł, zabrałam go pod boks gdzie go rozsiodłałam i przetarłam słomą by pobudzić krążenie. Przed odstawieniem go do boksu zafundowałam ogierowi jeszcze mały stretching po czym okryłam go znów derką i wpuściłam do boksu. Zabrałam wszystkie rzeczy i zajęłam się sprzętem. Wychodząc pożegnałam się z Fuore wrzucając mu do żłobu kilka marchewek w ramach nagrody za trening.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz